Spędzam średnio 2 h dziennie w komunikacji miejskiej. Spotykam tysiące osowiałych ludzi, wpatrzonych w ekran swojego telefonu. Wyglądają, jakby bezpowrotnie utknęli w wirze codzienności. Obserwując ich, myślę o tym, jak bardzo przeraża mnie rutyna i życie według schematów. Bardzo boję się, że skończę jak Ci znudzeni pasażerowie. Czy da się tego uniknąć?
Szara rzeczywistość i szare społeczeństwo
Wszyscy ponurzy i znudzeni, z przekrwionymi oczami. Wtopieni w tłum przechodniów, a mimo to samotni. Funkcjonują w swojej odrębnej rzeczywistości. Żyją w ciągłym pośpiechu, nie mają na nic czasu. Pędzą przed siebie niczym konie z klapkami na oczach w najważniejszym wyścigu, zwanym przez niektórych życiem. Idę ulicą, słucham muzyki i obserwuję. Mijam płaczące dzieci uwieszone na wózku i szarpiące mamę za ręce, fioletowe już od wypchanych żywnością reklamówek. Spotykam elegancko ubranych korpoludków w skarpetkach w kropeczki, które dodaję nieco życia do ich szarego płaszcza i białej koszuli. Patrzę ze współczuciem na starszych, przygarbionych ludzi, którzy z trudem ciągną kraciaste torby na kółkach.
Bije od nich wszystkich smutek, stale kumulowany i odkładany jak przetwory na zimę. Patrzę na tych wszystkich zmęczonych, zrezygnowanych ludzi i zastanawiam się, czy ja też tak skończę. Czy dorosłe życie musi wiązać się z wiecznym niezadowoleniem?
Rutyna, która zabija
Najbardziej obawiam się monotonii i nudy. Potrzebuję wrażeń i adrenaliny, muszę bezustannie poznawać, odkrywać, doświadczać. W przeciwnym wypadku moje baterie się wyczerpują i zaliczam gigantyczny zjazd emocjonalny. Boję się, że zacznę żyć według schematów i będę bezrefleksyjnie płynąć z nurtem. Przez kilkadziesiąt lat będę pracować 5 dni w tygodniu po 8h – oby tylko do piątku, do świąt, urlopu, emerytury. Po pracy będę kisić się w czterech ścianach i oglądać odmóżdżające seriale, a moją jedyną rozrywką będzie wysprzątanie łazienki i ugotowanie rosołu. Będę zmęczona, zestresowana, zła.
Taki obraz przyszłości nie napawa mnie optymizmem.
Trzeba robić swoje i żyć na własnych zasadach
Na pewno znajdą się tacy, którzy cenią sobie święty spokój, nie lubią zmian i w pełni akceptują swoje rutynowe życie. Ja należę jednak do ludzi, których nie zadowala powtarzająca się codzienność. Stale poszukuję nowych wrażeń i wyzwań. Nie znoszę podążać za tłumem. Już w dzieciństwie nie lubiłam robić tego, co wszyscy, ubierać się w to, co modne i tańczyć, jak mi zagrają. Koleżanki grały w klasy, udawały znane piosenkarki i rysowały księżniczki. Ja w tym czasie bawiłam się z chłopakami w mafię i robiłam wyciąg narciarski z wieszaków dla moich lalek Barbie.
Czasem przypominam sobie tego zadziornego i pyskatego uparciucha. Byłam wtedy bardzo przebojowa, bezpośrednia i ciekawa świata. Lubiłam zarządzać wszystkimi dookoła i na każdym kroku stawiać na swoim. Myślę, że czasem warto przypomnieć sobie siebie sprzed lat i zastanowić się, czy gdzieś po drodze nie utraciliśmy cząstki siebie, którą warto byłoby pielęgnować. Patrząc na ludzi, którzy mnie otaczają, myślę sobie, że chciałabym jednak pozostać tą pewną siebie, odważną i energiczną Igą w warkoczykach. Chciałabym dalej żyć na własnych zasadach i zrobić co w mojej mocy, aby nie przemienić się w wiecznie narzekającego dorosłego, który ciągle powtarza, że nie udało mu się życie.
Słuchaj siebie i nie patrz na innych
Intuicja podpowiada mi, że podążanie własną drogą zawsze przynosi najlepsze rezultaty. Oczywiście nie zawsze jest to łatwe. Trzeba mieć w sobie dużo odwagi i samodyscypliny, żeby słuchać własnego serca i nie patrzeć na innych. Ciężko jest czasem skręcić i pójść inną drogą – zwłaszcza, jeśli nie mamy pojęcia, co czeka na jej końcu. Myślę jednak, że w życiu warto ryzykować, aby wyrwać się z tego tłumu, który często pędzi, ale nie za bardzo wie gdzie i po co.
Najlepiej żyć po swojemu i na pohybel wszystkim. Ament.
Dobrze móc znowu czytać Twoje treści.
Szanuję to co napisałaś, bo to trafne i w pewnym sensie celne obserwacje. No i też troszkę zazdroszczę, że słyszysz siebie z wnętrza wyraźnie i wiesz skąd dobiega głos, za którym chcesz podążać.
Dobrze móc znowu przeczytać taki komentarz! Oj, ten głos nie jest wcale taki super. Czasem wolałabym go nie słyszeć 😀
Tak się myśli dopóki nie ma się dzieci i zobowiązań. Rutyna nie jest z wyboru, system tak działa, masz dzieci, musisz funkcjonować w pewnej rutynie bo inaczej pragniesz na pysk. Kiedy jesteś singielką albo bez rodziny o 21 idziesz biegać a o 22 do kina, kiedy masz rodzine o 20 nie masz już na nic siły. Ratuje rutyna, bez niej niczego nie zrobisz. Męczysz się nią ale jej potrzebujesz aby przetrwać. Kiedy nie ma rodziny wystarcza minimalna krajowa żeby żyć a nawet podróżować, kiedy jest rodzina minimalna nie wystarcza żeby funkcjonować. Zaczyna się wyścig po kasę, nie znosisz go ale potrzebujesz żeby pójść do przodu. Co wszyscy szarzy ludzie byli tacy jak ty, mylisz się myśląc że w dzieciństwie byłaś inna niż inni i myślałaś inaczej, tak myśli każda z tych osób. Kiedy jest się samemu możesz co najwyżej zawieść i skrzywdzić siebie, jak masz rodzine te pole się poszerza, nie walczysz tylko o siebie i swoją samorealizację, dobry dzieci zaczyna górować. Grunt to kontynuować pasje, ale to ciężkie kiedy masz mało czasu i jesteś wykończony. Dwójka trójka dzieci to dekada ciągłego niewyspania, ciągłego napięcia psychicznego, ogromnych satysfakcji i radości ale mimo wszystko wielkiego zmęczenia które cię ogranicza. To się rozumie dopiero jak się w tym jest. Pamiętam jak kiedyś adiunkt (kobieta) na studiach powiedziała nam, cokolwiek chcecie robić róbcie teraz choć wydaje się wam że jest ciężko i dużo nauki, później jest już tylko trudniej i jeszcze trudniej. Potwierdzam, tak właśnie jest.
Nie twierdzę, że jest łatwo i że to styl życia dla każdego. Czasem rutyna jest potrzebna, a może nawet niezbędna – zgadza się. Ale z drugiej strony, jeśli ktoś decyduje się na założenie rodziny i trójkę dzieci, to zapewne spodziewa się, z czym to się wiąże. Podejmując daną decyzję, musi się liczyć z jej konsekwencjami.
Domyślam się, że życie singla, a utrzymanie rodziny to kompletnie różne światy – na ten moment nie umiem tego porównać. Może będę mogła to zrobić za 10 lat, a może zdecyduję się „porzucić schemat” i podróżować po świecie przez całe życie – kto wie. Ja jeszcze tego nie wiem 😉
Przemyślenia, którymi się tutaj dzielę, dotyczą mojej obecnej sytuacji (dnia, w którym je spisuję). Inaczej patrzę na świat teraz, gdy mam 25 lat, inaczej widziałam to wszystko, gdy zaczynałam prowadzić bloga i miałam jakieś 19 lat i pewnie zupełnie inne myśli będą krążyć po głowie za lat 10, 20 czy 30. Więc tak – możliwe, że kiedyś zmienię zdanie i uznam, że rutyna jest nieunikniona. W obecnej chwili przeraża mnie taka wizja i dopóki takie emocje mi towarzyszą, będę unikać rutyny jak ognia.