Moje tegoroczne święta były dokładnie takie, jakie byś powinny. Nareszcie miałam okazję zwolnić, porządnie się wyspać i spędzić czas z rodziną. Pakowałam prezenty w świątecznej piżamie, piekłam ciasteczka korzenne z bratem i śpiewałam piosenki z Rudolfa Czerwononosego.
Święta bez telefonu
Odpoczęłam od wirtualnego świata i przez kilka dni delektowałam się trybem offline. Zapewne straciłam wiele pięknych zdjęć choinek, prezentów i świątecznych potraw, którymi raczyli się moi znajomi, ale chyba jakoś to zniosę. Miałam wielką potrzebę wyrwania się z codziennej aury pełnej zmartwień, pośpiechu i natłoku zbędnych informacji, dlatego postawiłam na pełen relaks. Całą swoją uwagę poświęciłam swoim najbliższym i uciechom gastronomicznym. Mam wielką słabość do pierogów, zupy grzybowej i wszelkich ciast. Ledwo dałam radę wrócić do domu o własnych siłach, ale ani trochę nie żałuję. Nadmierne obżarstwo można zaliczyć przecież do polskich tradycji, więc nie ma co z tym walczyć i zbytnio się zamartwiać, jeśli tym razem jedzenie nie pójdzie w cycki.