Często dręczy mnie myśl, że czas ucieka mi przez palce i nie wykorzystuję go wystarczająco dobrze. Sekundy znikają jedna za drugą, a ja mam wrażenie, że cały czas stoję w tym samym miejscu. Nieproduktywne dni (czyli w moim słowniku takie, w których pozwolę sobie na beztroski odpoczynek) często sprawiają, że mam wyrzuty sumienia. Przecież mogłabym zrobić tyle pożytecznych rzeczy, a tymczasem mam czelność się RELAKSOWAĆ. Ta nadaktywność nakazuje mi cały czas działać i wykorzystywać każdą chwilę najlepiej, jak to możliwe.
Poranne rytuały ludzi sukcesu
Tak zwani „ludzie sukcesu” wyrabiają zdrowe nawyki, wstają o 5 rano czy uprawiają jogę. Jedzą regularnie i zdrowo, gardzą alkoholem, tworzą napięty harmonogram dnia i chodzą jak w zegareczku. A ja? Zazwyczaj budzę się zmęczona, mam suchą skórę i piję dwie kawy na czczo. Inni ludzie budują rakiety, wymyślają leki ratujące życie, robią grube interesy, zdobywają ośmiotysięczniki… A ja spędzam sobotę w łóżku, owinięta kocem niczym poczwara i objadam się ciasteczkami.
Zamiast spalić trochę kalorii, przeczytać mądrą książkę lub zdobyć jakąś nową umiejętność, kolejny raz gubię się w internecie i przeglądam bzdury. Sprawdzam, jak spędzają dzień znajomi, których nawet nie lubię. Czytam o sprawach, które mnie frustrują, na które nie mam absolutnie żadnego wpływu. Przeglądam kłótnie obcych ludzi, których komentarze nie mają nic wspólnego z merytoryczną, kulturalną wymianą zdań. Na własne życzenie przyswajam kompletnie bezwartościowe dane, jednocześnie wywierając na sobie presję i przywołując w głowie głos: WEŹ SIĘ W KOŃCU DO ROBOTY!